poniedziałek, 19 grudnia 2011

Trzynaście.


TRZY DNI  PÓŹNIEJ
Gabriella
-Cristian. Jeśli to odsłuchasz, proszę oddzwoń. – próbuję się do niego dodzwonić od dwóch dni. Poszłabym do niego, ale jego matka mnie nienawidzi i pewnie by mnie stamtąd wykopała zanim zdążyłabym coś powiedzieć. Strasznie się denerwowałam, bałam się, że coś mogło się stać. Przecież nic mu nie zrobiłam, żeby ot tak przestał się do mnie odzywać. Z resztą, nigdy tak nie robił. Kiedy miał jakiś problem, przychodził i mówił o co mu chodzi. A teraz?
Nie spałam od dwóch dni. Dzwoniłam do niego milion razy, zawsze obawiam się najgorszego. Moje rozmyślania przerwał telefon. Cristian.
- Cristian! Co się dzieje ?! Dzwoniłam do ciebie miliardy razy. Czemu nie odbierałeś? – krzyknęłam do słuchawki, zanim on coś zdążył powiedzieć. Ku mojemu zdziwieniu, usłyszałam głos jakiejś kobiety.
- Witaj Gabriello. Uwierz, że dzwonię do ciebie z wielką niechęcią, ale mój syn Cristian, poprosił mnie abym powiadomiła cię, że jest w szpitalu. – odezwała się matka Crisa - Elizabeth
- O mój Boże! Co mu się stało ?! W jakim szpitalu jest ? I czemu nie zostałam powiadomiona wcześniej.
-Jesteśmy w szpitalu koło starej poczty. Jak chcesz to przyjedź. Cristian na ciebie czeka.
- Już jadę. – rozłączyłam się i próbowałam złapać taksówkę. Dziesięć minut czekałam, aż któraś się zatrzyma. Wsiadłam i pojechałam.
Po około 25 minutach, byłam na miejscu. Jak zdążyłam zauważyć, szpital odremontowano. Wchodziłoby się miło, gdybym wiedziała, że Crisowi nic nie jest. Podeszłam do recepcji i zapytałam się, gdzie leży Cris. Okazało się, że na najwyższym piętrze. Po 2 minutach byłam już przed salą mojego chłopaka. Chciałam wejść, ale Elizabeth ruchem ręki zabroniła mi. Powstrzymałam się, chociaż teraz, nie chciałam się z nią kłócić.
- Do środka może wchodzić tylko rodzina. – odezwała się pielęgniarka, która nagle stanęła obok mnie.
- Ale co mu się stało ? – zapytałam ze łzami w oczach. Widok był masakryczny. Cristian był prawie cały w gipsie. Podejrzewam, że ręce i nogi miał połamane, głowę miał owiniętą bandażem, a oczy… Oczu nie było prawie widać, były takie spuchnięte.
- Wjechał motorem w drzewo. – usłyszałam od pielęgniarki – przy prędkości 100 km\h. Cudem udało mu się przeżyć. Jego stan jest stabilny, ale za godzinę okaże się, czy nie potrzeba jeszcze jednej operacji. – popatrzyłam się na pielęgniarkę pytająco – miał krwotok wewnętrzny. Zoperowaliśmy go już raz, ale zaraz przyjdą wyniki powtórnych badań. – kiedy pielęgniarka zauważyła, że przestałam ją słuchać, wzięła mnie w objęcia i powiedziała
- Wiesz co? Specjalnie dla ciebie zrobię wyjątek. Możesz wejść. Może twoja miłość pomoże mu wyzdrowieć. – popatrzyłam się na nią z niedowierzaniem, łamała przepisy. Dla mnie. Po to , żebym mogła pomóc mu przeżyć. – No idź zanim się rozmyślę – powiedziała jeszcze, a ja z niepewnością weszłam do Sali.
- O matko jedyna! – zdążyłam krzyknąć i wybiegłam z płaczem na zewnątrz. Nie mogłam znieść widoku jego pięknej twarzy takiej zmasakrowanej. To było zbyt bolesne i było tego za dużo, jak na jeden raz.


Katie
- Cześć Słońce! Pora wstawać! – usłyszałam głos Louisa z telefonu. – Zaraz będę u ciebie z kawą. Do zobaczenia. – niezbyt dużo zakodowałam z tej wiadomości, ale no cóż. Pora się ogarnąć.
- Chcę mieć magiczne wróżki, które za mnie będą się ubierały – mruknęłam i wstałam z łóżka.
Dziesięć minut później, byłam w miarę ogarnięta. A u mnie w miarę znaczy, że umyłam zęby i ubrałam jakieś ciuchy z szafy. Nie zdążyłam rozczesać włosów, kiedy do pokoju wpadł zmachany Louis i powiedział:
- Kupiłem kawę, ale tylko twoja przeżyła. I to tylko do połowy. Przez całą drogę biegły za mną jakieś zwariowane dziewczyny.
- Taa… i żeby mieć spokój przyprowadziłeś je pod mój dom. Czy ty chcesz mnie zabić ? – zapytałam. Nienawidziłam tego, że Louis jest sławny. Może nie o tyle, że jest sławny, tylko te jego fanki mnie wkurzały. Wczoraj, kiedy chcieliśmy spokojnie zjeść obiad w pobliskiej restauracji wpadły jakieś dwie małolaty i zaczęły krzyczeć, że gdzieś tutaj jest Louis Tomlinson. Pięć minut. Dokładnie pięć, zajęło im znalezienie nas, a raczej jego, no nie ma miejsce, w którym moglibyśmy posiedzieć bez jego ‘psychofanek’.
- Nie jestem taki głupi, przebiegłem przez park. Tam je zgubiłem. – uśmiechnął się do mnie. Kiedy on się uśmiechał, mi od razu poprawiał się humor. Tak było i tym razem.
- Jesteś kochany wiesz ? –zapytałam się. Nim się obejrzałam Louis już koło mnie leżał i uśmiechał się przy tym.
- A może położysz się obok mnie ? Będzie nam cieplej. – zaczęłam się śmiać. Zawsze miał  ochotę na ‘przytulanki’, kiedy w domu siedzieli moi rodzice.
- Rodzice i Michael są w domu. Przypominam Ci, że ja jeszcze własnego mieszkania nie mam. A pełnoletnia będę dopiero za 5 dni.
- A właśnie. Co do twoich urodzin To mam dla ciebie mały prezent. – uśmiechnął się przy tym chytrze. Czułam, że on coś kombinuje. Tylko jeszcze nie wiedziałam co. - Tylko jest mały problem. A tkwi on w tym, że musimy tam pojechać jutro.
- Jutro to jest środek tygodnia. Nie mogę sobie ot tak olać szkoły.
- Rozmawiałem już o tym, z twoimi rodzicami. Pozwolili ci ze mną iść. Ale w nagrodę chcę, abyś się koło mnie położyła.
- Okej –zgodziłam się. W końcu, chyba, rodzice będą wiedzieli, żeby nie wchodzić.
Kiedy położyłam się twarzą do niego. Poczułam jego wargi na swoich i usłyszałam szept:
- Kocham Cię Katie. Może i należymy do dwóch odrębnych światów, ale dopełniasz mnie jak nikt inny. Czasami mam ochotę porwać cię i uciec z tobą gdzieś daleko, gdzieś gdzie nikt nie będzie wiedział co robię i z kim. – nie wiedziałam co powiedzieć, ale wiedziałam co czuję.
- uuu… Chyba przerywam – usłyszałam głos Michaela., kiedy miałam odpowiedzieć Louisowi. To, że moi rodzice byli na tyle inteligentni, żeby nie wchodzić do mojego pokoju bez pytania to wiedziałam, ale, dlaczego Bóg pokarał mnie takim tępym bratem. Za co? Odskoczyłam od Louisa i podbiegłam do drzwi.
- Wypad! – Michael popatrzył się na mnie, jakbym mu coś zrobiła – No już! Jazda!
- Jesteś śliczna, kiedy się wściekasz wiesz ? – powiedział Louis, kiedy wróciłam do łóżka. – A kończą to co.. – nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Muszę się zbierać do szkoły. – powiedziałam. Nie wiem czy jestem gotowa, aby powiedzieć mu co czuję.
- Okej – Louis zrobił smutną minę i wyszedł z pokoju wcześniej powiedziawszy, że poczeka na dole. Ubrałam moje czarne rurki, do tego białą bokserkę i pomarańczową marynarkę. Zastanawiałam się jakie buty ubrać, kiedy zadzwonił mój telefon. Dzwoniła Gabriella. Dawno z nią nie rozmawiałam.
- Tak słucham? – powiedziałam do telefonu.
- Nie uwierzysz co się stało! Cristian jest w szpitalu. Miał wypadek. Wjechał w drzewo. – nie mogłam uwierzyć. Nie miałam pojęcia jak ją pocieszyć. Nigdy nie byłam i mam nadzieję, że nie będę w takiej samej sytuacji jak ona.
- Wszystko będzie dobrze. Wyzdrowieje. W którym jesteś szpitalu. Przyjadę. – kiedy dowiedziałam się, w którym szpitalu jest, nie zastanawiając się już i zakładając moje czarne trampki wybiegłam na zewnątrz, a Louis za mną.
- Co jest ?! – usłyszałam krzyk Louisa.
- Gdzie masz auto ? Jedziemy do szpitala! Cristian miał wypadek. – odkrzyczałam. Musiałam jak najszybciej dostać się do szpitala.
- Koło supermarketu. To dwa kilometry stąd. Nie lepiej złapać taksówkę? – zapytał Louis, ale ja już zaczęłam wsiadać do taksówki i krzyknęłam
- Ruszaj się!
20 minut później byliśmy już w szpitalu przy Sali Crisa. Pozwolili nam wejść do środka. Widok był tragiczny, gdyby nie siedziała przy nim Elizabeth, nie poznałabym, że leży tam Cristian. Gabriella siedziała przy łóżku i płakała, a ja starałam się ją jakoś pocieszyć. Niestety mi jakoś nie wychodziło. Nagle zaczęłam ryczeć jak bóbr. Nie tylko dlatego, że mój były chłopak leży teraz w szpitalu i walczy o życie, płakałam z powodu swojej bezsilności. Nie potrafiłam nawet powiedzieć Louisowi, że bardzo mi na nim zależy. Jestem beznadziejna.
- Kocham Cię Louis – powiedziałam szeptem pod nosem, mając nadzieję, że nikt nie słyszał, lecz Gabriella zwróciła się do mnie:
- Idź i mu to powiedz. Nie warto czekać. Skoro naprawdę go kochasz idź i walcz o tą miłość choćby nie wiem co. Rób to co cię uszczęśliwia i bądź z kimś kto sprawia, że czujesz się lepsza. Nigdy nie odpuszczaj. Zawsze o tym pamiętaj. Widzę jak on na ciebie patrzy. Nie mówiąc mu co czujesz, ranisz go. I nie tylko jego, ranisz też siebie. Jeśli mu nie powiesz, to cię wykończy. – mówiła ze łzami w oczach. Wiedziałam, że ona bardzo żałuje, że powiedziała mu trzy dni temu, że go nienawidzi, ale chciała przeprosić. Chciała mu wytłumaczyć, że widok jego z jakąś dziewczyną, która bawiła się jego grzywką wyprowadził ją z równowagi. A teraz kiedy on leży w szpitalu. Ona walczy z wyrzutami sumienia. Boi się, że nigdy więcej nie usłyszy od niego, ani nie będzie mogła mu powiedzieć ‘Kocham Cię’. Że nigdy już nie będzie miała szansy poczuć ciepła jego dłoni. Ona ma lęk wypisany w oczach. Pocałowałam ją w czoło i wyszłam z Sali. Przed drzwiami stał Louis i patrzył się na mnie. Czekał na moją reakcję. Objęłam go i wtuliłam głowę w jego ramię.
- Kocham Cię Louis – powiedziałam mu w ramię, ale on usłyszał to i przytulił mnie mocniej.
- Ja ciebie mocniej. Zawsze będę..  – popłakałam się. Miałam takie cholerne szczęście, że go poznałam. Może i znaliśmy się krótko, ale wydawało się jakbyśmy byli ze sobą do przedszkola. Nie wiedziałam o nim jeszcze wielu rzeczy, ale mieliśmy czas. Dużo czasu.


3 godziny później
Roxane
Stałam pod szkołą od 20 minut. Było mi zimno. Lato się już kończyło, a jakby nigdy nic założyłam krótkie spodenki, bluzkę na ramiączkach i buty na koturnie. Nie dość, że nie mogłam w nich biegać, to jeszcze do tego było mi zimno w spodenkach. Wreszcie się doczekałam.
- Claudia ! Ile można na ciebie czekać ? Co ty tam w ogóle robiłaś co ? – zaczęłam wrzeszczeć, nienawidziłam czekać, a już na pewno nie na moją siostrę.
- Chciałam się dowiedzieć, kiedy jest kółko chemiczne.
- Kujon – powiedziałam i poszłam w stronę domu.
Byłabym już dawno w domu, gdyby nie to, że mojej siostrze zachciało się zostać chemiczką. Ale oczywiście, wszyscy pochwalają jej pomysł. Wszystkie jej pomysły są dobre.
- Dlaczego prawie biegniesz ? Nie możesz iść trochę wolniej, nie nadążam. – próbowałam udawać, że nie słyszę. – Roxane!!
- Nie drzyj tak mordy co ? Słyszałam za pierwszym razem jak mówiłaś. – niby była inteligentna, a wywnioskować, że nie chcę z nią rozmawiać nie umiała. Nawet ja wiem, kiedy ktoś nie chce ze mną rozmawiać. Wiedzę podręcznikową może miała, ale życiowej.. No cóż, brak. -  Już dawno byłabym w domu, ale nie, bo pani idealna, nie potrafi sama wrócić do domu i starsza siostra musi na nią czekać!. Co ty masz 10 lat ?
- Myślałam, że chociaż w tobie mam oparcie. Powiedz tacie, że będę w parku. Jak ci się tak śpieszy to idź. – popatrzyłam na Claudię. Miała łzy w oczach. Nie mogłam jej tak zostawić, była moją siostrą. – Spieprzaj! – usłyszałam jeszcze. Teraz było wiadome, że ona już nie chce ze mną rozmawiać.
- Poczekaj! – krzyknęłam, ale Claudia szła już w stronę parku. Skierowałam się w stronę domu. Nie mogłam nic zrobić. Nawet nie wiedziałam, gdzie jest park. 10 minut później byłam na przystanku i czekałam na autobus. Nie chciało mi się iść na piechotę. Niby nie miałam daleko, ale nogi mnie już bolą od tych butów. Kiedy zobaczyłam, że mój autobus właśnie odjeżdża, nawet nie rzuciłam się do biegu. Poczekam na następny. Postanowiłam iść do McDonalda
Zamówiłam sobie powiększony zestaw. Usiadłam przy jednym ze stolików, był pusty, tylko czyjaś bejsbolówka leżała obok. Postanowiłam siąść. Przecież nikt ot tak nie zostawia bluzy na siedzeniu. Pewnie ktoś zapomniał.
- Przepraszam. Ten stolik jest zajęty.
- Ciekawe przez kogo. – popatrzyłam się na osobę, której odpyskowałam. Był to wysoki chłopak w uroczych loczkach.
- No nie wiem. Może przez moją bluzę. – wstałam. Rozejrzałam się i nie znalazłam żadnego wolnego miejsca.
- Przykro mi. Zostaję tutaj. Nie ma już wolnych miejsc. Możesz się dosiąść. – uśmiechnęłam się do szatyna, a on usiadł.
- Chyba, ty raczej do mnie. Przypominam, że moja bluza tu leżała. Jestem Harry – uśmiechnął się do mnie czarująco. Kogoś mi przypominał.
- Roxane – podałam mu rękę.
- O mój Boże! – usłyszałam znajomy głos. Niall.
- Witaj Niall. Miło mi cię znowu widzieć. – odwróciłam głowę i zobaczyłam blondyna, który patrzył się na mnie jakbym właśnie zabiła kogoś na oczach wszystkich. – Jak się czujesz ? Możesz usiąść obok mnie. Obok Harry’ego nie ma miejsca. - Loczek chciał coś powiedzieć, ale rzuciłam w niego jego bluzą. Przymknął się.
- Chętnie – powiedział Niall i sztucznie się do mnie uśmiechnął. W odwecie otrzymał taki sam uśmiech ode mnie.
- Milutko.- szepnął Harry.
- Co tu robicie? – zapytałam się, ale cały czas patrzyłam się na Nialla. Widać było, że czuje się skrępowany.
- Przyjechaliśmy do przyjaciela. I do jego nowej dziewczyny – powiedział zadowolony z siebie Harry. – Sorki. Muszę iść do kibelka. – uśmiechnął się i poszedł. A raczej pobiegł, przewracając przy tym jakąś małą dziewczynkę z lodem.
- Kiedy wyjeżdżacie? I co ty w ogóle tu robisz?! – zwróciłam się do Nialla.
- Nie martw się. Wyjeżdżamy za dwa dni, a w tym czasie nie spotkam twojej siostry. Tak jak obiecałem. – odpowiedział Niall.
- No i dobrze. Przekaż Harry’emu, że fajnie było go poznać i możesz też podać mu mój numer telefonu. Masz go prawda? Od tamtego czasu, chyba nie zdążyłeś usunąć. – uśmiechnęłam się chytrze, wzięłam swój portfel i komórkę i zwróciłam się ku wyjściu. Zdążyłam się jeszcze odwrócić i zobaczyć tą słodką  buźkę.

6 komentarzy:

  1. Wypadek to poważna sprawa, ale końcówka była słodka :) [help-me-see]

    OdpowiedzUsuń
  2. coraz lepiej się dzieje :) tylko boję się o cristiana :c

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu świetne to.! Kiedy nn.! ?

    OdpowiedzUsuń
  4. NO GDZIE 14 ?! Xan się niecierpliwi bo cce więcej chce 20 ! <333

    OdpowiedzUsuń
  5. nie utrzymuj nas w napięciu dawaj 14 ! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. noo nooo ten wypadek to poważna sprawa ale końcóweczka wspaniała;)

    OdpowiedzUsuń